O sytuacji „frankowiczów”, czyli konsumentów, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, jest głośno w mediach od ponad dwóch lat. Jest to efekt gwałtownego wzrostu franka szwajcarskiego, z którego w najbardziej krytycznych momentach trzeba było zapłacić powyżej 4 zł. Wielu kredytobiorców znalazło się wówczas w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ zupełnie nieoczekiwanie wysokość ich miesięcznej raty kredytowej wzrosła o kilkadziesiąt procent, a w najbardziej skrajnych przypadkach podwoiła się. To spowodowało, że wysokość kredytu hipotecznego zaczęła znacznie przewyższać wartość nieruchomości. A tym samym, dalsze spłacanie zaciągniętego kredytu przestawało mieć sens. „Frankowicze” nie mieli jednak za bardzo wyjścia, bo żadne instytucje, a w szczególności banki, nie potrafiły znaleźć sensownego rozwiązania dla tej patowej sytuacji.
Sytuacja na rynkach finansowych zbiegła się akurat w czasie z nowelizacją prawa upadłościowego, do którego wprowadzona została upadłość konsumencka. To spowodowało, że w doniesieniach medialnych zaczęło pojawiać się coraz więcej opinii zachęcających „frankowiczów” do ogłoszenia upadłości konsumenckiej. Czy to jednak jest słuszne rozwiązanie dla tej grupy kredytobiorców?
A może, wbrew obiegowym opiniom, nie mają oni po co tracić czasu i dodatkowych pieniędzy, bo ich wnioski dotyczące upadłości konsumenckiej i tak będą spisane na porażkę?
Upadłość konsumencka nie jest dla każdego
Aby mieć w ogóle możliwość ubiegania się ogłoszenie upadłości konsumenckiej, należy przede wszystkim spełniać kilka ustawowych przesłanek, na podstawie których konsument może w ogóle składać wniosek. Należy być osobą fizyczną i nie prowadzić działalności gospodarczej. Trzeba być oczywiście osobą niewypłacalną, czyli nie posiadać środków do regularnych spłat zadłużenia. I co najważniejsze, stan niewypłacalność nie może być skutkiem umyślnych działań lub rażącego niedbalstwa.
Czy „frankowicze” spełniają wszystkie przesłanki do ogłoszenia upadłości?
Samo zaciągnięcie zobowiązania w obcej walucie nie stanowi przejawu rażącego niedbalstwa. Argumentem, który dodatkowo pada ze strony „frankowiczów” jest fakt, że zmiana kursu walut, jakkolwiek znana realiom gospodarki rynkowej, pozostaje okolicznością od nich niezależną. A to z kolei nieco zaprzecza o ich jakimkolwiek wpływie na własną sytuację finansową. Pomimo tego, że w tak przyjętej logice można odnaleźć sporo racji, to trwanie przy tak opracowanej argumentacji może okazać się niewystarczające. Powinno się bowiem zwracać uwagę również na inne czynniki, które, w takim samym stopniu co zwiększona rata kredytu, mogły wpłynąć na pogłębienie stanu niewypłacalności. Na przykład, gdy obok zwiększenia raty, dłużnik przed powstaniem stanu niewypłacalności, doprowadził do utraty pracy lub zaciągnął inne zobowiązanie przekraczające jego możliwości finansowe. Sąd przy rozpatrywaniu wniosku będzie brał pod uwagę wszystkie okoliczności. Może okazać się, że stwierdzi, iż inne czynniki miały większy wpływ na zaistniałą niewypłacalność niż tylko rosnąca rata kredytu, spowodowana niekorzystną zmianą kursu walut.
W niektórych przypadkach można również próbować powoływać się na rozmowy z pracownikami banków, którzy niejednokrotnie często wprowadzali w błąd osoby podpisujące umowy kredytowe. Twierdzili przecież, że wysokość kursu franka szwajcarskiego może się co prawda wahać, ale o mało znaczące wartości.
Dlatego, jeszcze zanim konsument zdecyduje się złożyć wniosek o upadłość konsumencką, powinien odpowiedzieć sobie na pytanie: czy gdyby te inne okoliczności (np. utrata pracy) nie wystąpiły, to i tak byłby niewypłacalny? Jeśli dojdziemy do wniosku, że utrata pracy niczego by nie zmieniła, ponieważ wysokość wypłaty i tak nie pokryłaby regularnie rosnącej raty kredytu, to szanse na ogłoszenie upadłości nie zostałyby utracone.
Dodaj komentarz