Zadłużenie? Mnie to nie dotyczy. Mam pracę, trochę oszczędności i kredyty biorę tylko jak nie mam już innego wyjścia. No, ale potem zbliżają się wakacje, w pracy dobrze się układa, dlatego można sobie pozwolić na zaciągnięcie kredytu na kilka tysięcy złotych, żeby wyjechać na urlop w jakieś fajne miejsce. Pożyczona kwota jest stosunkowo niska, więc miesięczna rata nie obciąży zbyt mocno rodzinnego budżetu. Następnie, w galerii handlowej dajemy się przekonać do założenia karty kredytowej, bo promocja jest tak atrakcyjna, że tylko głupiec mógłby sobie odpuścić.
W dalszym ciągu wszystko jest w porządku. Terminowo spłacamy wszystkie zadłużenia, więc bank w swojej hojności podwaja nam limit na karcie kredytowej. A to z kolei bardzo dobrze się składa, bo akurat w ramach noworocznych wyprzedaży, planujemy zakup nowego telewizora oraz lodówki. Kiedy myślimy, że więcej zobowiązań już nie udźwigniemy, dzwoni do nas bardzo miła pani z banku z informacją, że jako rzetelny klient mamy szansę na kolejny kredyt. Nieco się wahamy, bo przecież trochę tych zadłużeń już jest, ale promocja trwa tylko przez dwa dni, więc trzeba szybko się decydować, bo przepadnie. A co tam! Przecież nas stać, a remont mieszkania planowaliśmy już od dawca. Nie ma się co zamartwiać na zapas.
Trochę się tych zobowiązań finansowych uzbierało, ale przecież wszystko jest spłacane na czas, bo dobra praca, brak innych problemów czy innych dużych wydatków na horyzoncie. I nagle przychodzi taki dzień, który wszystko zmienia. Praca okazuje się już nie być taka pewna, a w zasadzie zaczyna krążyć nad nami widmo zwolnienia, a w dodatku jeden z członków rodziny poważnie zachorował i potrzebuje pieniędzy na sprawne leczenie. Nie ma się co zastanawiać, trzeba ratować się kolejną pożyczką, żeby na wszystko starczyło. Niestety, zalegamy z kilkoma ratami, więc pani w „naszym” banku nie jest już tak uprzejma, jak jeszcze kilka miesięcy temu. A stanowisko osoby, z którą mamy się kontaktować, nie nazywa się już „opiekun klienta”, tylko „specjalista ds. windykacji”. Nie pozostaje zatem nic innego, jak udać się do firmy pożyczkowej, która co prawda nie odmówi nam wsparcia, ale oprocentowanie tzw. „chwilówki”, jakie nam zaoferuje, będzie nawet kilkanaście razy wyższe niż w banku.
Nie wiemy nawet kiedy i jak, ale wszystko wskazuje na to, że wpadliśmy w spiralę zadłużenia. Teraz trzeba podjąć działania, które pozwolą nam się uporać z długami. Tylko od czego zacząć?
Powtarzaj sobie, że chcesz wyjść z długów
Na początku może się to wydawać infantylne, ale przekonanie samego siebie, że chce się wyjść na finansową prostą to dobry start. Przez ostatnie tygodnie lub miesiące tkwiłeś w marazmie i zdałeś się całkowicie na to co przyniesie ci los. Koniec z tym, teraz przyszedł czas działania. Jeżeli masz rodzinę to powinieneś przede wszystkim dla niej podjąć walkę z długami. Jest to też ważne dla Twojej równowagi psychicznej. Udowodniono naukowo, że zadłużenie, które nie jest spłacane przez konsumentów, źle wpływa na ich zdrowie psychiczne. Może prowadzić depresji, stanów lękowych i utraty poczucia własnej wartości.
Opracuj budżet domowy
Skoro sam przed sobą podjąłeś decyzję o wyjściu z długów, to musisz przestawić swoje myślenie na oszczędzanie. A to oznacza, że od teraz ważna będzie każda wydana złotówka. Nie można zatem wydawać codziennie pieniędzy na drobne przyjemności, np. kawę kupowaną codziennie w drodze do pracy. Może ci się wydawać, że przecież dwie czy trzy kawy kupowane w tygodniu nie sprawią, że twój dług się zwiększy. I tak, i nie. Z jednej strony trzy kawy w tygodniu dają dwanaście kaw w miesiącu, a to może być wydatek sięgający nawet 200 zł.
Warto pamiętać, że kawa to jest tylko jeden z przykładów. Do tego dochodzą drobne przekąski kupowane na mieście, lunche w restauracjach czy ulubione czasopisma. Ich pojedynczy koszt jest niski, ale w skali miesiąca jest to zazwyczaj już duża kwota.
Pomocny w szacowaniu niezbędnych wydatków i unikaniu trwonienia pieniędzy na dodatki będzie budżet domowy. Jego opracowanie pozwoli wypisać podstawowe wydatki w skali miesiąca jak rachunki, podstawowe jedzenie, raty kredytu, itp. W ten sposób sprawdzisz ile pieniędzy potrzebujesz na miesiąc, a jeśli zostanie nadwyżka, to ją należy przeznaczyć na spłatę długu. Wyeliminowanie z budżetu domowego wszelkich dodatkowych kosztów, które nie są niezbędne to pierwszy ważny krok do wyjścia z długów.
Unikaj zakupów na kredyt
Żyjemy w czasach, w których codziennie jesteśmy otaczani tysiącami reklam przekonujących, że możemy mieć co tylko zapragniemy. Nie masz teraz pieniędzy na nowy telewizor, samochód, rower lub komputer? Żaden problem, wystarczy założyć kartę kredytową lub wziąć jeden z szybkich kredytów konsumpcyjnych dostępnych w kilkanaście minut. Zanim złożymy nasz podpis na umowie kredytowej, należy przede wszystkim zadać sobie pytanie czy faktycznie potrzebujemy nowego komputera, smartfona lub innego przedmiotu. Kupowanie za pieniądze, których się jeszcze nie zarobiło, to bomba z opóźnionym zapłonem. Oznacza to, że kupionym produktem pocieszymy się przez kilka dni, ale z jego spłatą będziemy musieli borykać się jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy. A rata kredytowa może dodatkowo obciążać nasz miesięczny budżet, nawet jeżeli jest niewielka.
Szczególnym utrudnieniem w próbie wyjścia ze spirali zadłużenia będą karty kredytowe. „Życie na kredyt” plus wydawanie wirtualnych pieniędzy, które finalnie i tak będzie trzeba oddać, ale już z nadwyżką. Przy wychodzeniu z zadłużenia każde kolejne zobowiązanie finansowe będzie stanowiło ogromne obciążenie równoznaczne z wykonaniem kroki w tył.
Liczy się każda wydawana złotówka
Może się wydawać, że jak czasami wydamy trochę pieniędzy na drobne przyjemności to przecież nic złego się nie stanie. Jednorazowo oczywiście, że nie. Znacznie gorzej jeżeli te drobne zachcianki będą się powtarzać po kilka razy w miesiącu lub nawet tygodniu. Należy mieć na uwadze, że najlepiej jest bardzo restrykcyjnie trzymać się założonego budżetu. Jeżeli nie przewiduje on żadnych wolnych środków, to każde złamanie założonych kosztów zmniejsza kwotę przekazaną na spłatę długów.
Dodaj komentarz