Blisko 800 tysięcy osób w Polsce posiada kredyt we frankach – to oficjalne dane przygotowane w 2019 roku przez BIK (Biuro Informacji Kredytowej). Wśród frankowiczów znajdują się przedstawiciele wszystkich grup zawodowych: od prawników, lekarzy, dziennikarzy, przez pracowników fizycznych, nauczycieli, aż po polityków. Wszystkich łączyło to samo marzenie o własnych 4 kątach, gdzie będą wychowywać dzieci i dożyją szczęśliwej starości. Niestety, żadna z tych historii nie kończy się happy endem. Zaciągnięty kredyt, nierzadko reklamowany przez doradców i konsultantów kredytowych, jest powodem długów, depresji, rodzinnych dramatów, potwornego strachu i zniszczonego życia. Wśród poszkodowanych osób, które zaciągnęły kredyt we frankach szwajcarskich jest również Pan Robert z Kleszczewa (niewielkiego miasta położonego w województwie pomorskim).
– Decydując się na kredyt w 2008 roku, miałem jeden cel, a właściwie marzenie… Chciałem wraz z żoną kupić 54-metrowe mieszkanie, w którym będą dorastać nasze dwa największe skarby, Hania i Alicja – wyznaje pan Robert, nie ukrywając wzruszenia. Podobnie, jak inni frankowicze, również nasz bohater dał się namówić na, z pozoru, niezwykle atrakcyjną ofertę. Kredyt we frankach wiązał się z niższym oprocentowaniem i większymi zdolnościami kredytowymi. – Pracownicy banku przekonywali nas, że to najlepsze rozwiązanie dla pielęgniarki i nauczyciela wychowania fizycznego. Że kredytu w złotówkach tak łatwo nie dostaniemy – mówi z żalem.
Lata mijały, a zadłużenie wciąż rosło
Pan Robert podpisał umowę z bankiem w sierpniu 2008 roku, gdy kurs franka utrzymywał się na rekordowo niskim poziomie 1,96 zł. Niestety, po kilku latach kurs waluty poszybował w górę, a pan Robert znalazł się w grupie najbardziej pechowych frankowiczów. – Mimo regularnego spłacania rat, moje zadłużenie było coraz większe. Przez 11 lat spłacałem kredyt, który w najgorszym momencie urósł do pół miliona złotych! Nawet gdybym sprzedał mieszkanie, to zostałbym na minusie – słyszymy i łatwo wychwytujemy smutek w jego głosie.
W związku z rosnącymi ratami rodzina zaczęła oszczędzać na wszystkim. Małżonkowie sprzedali wiele cennych przedmiotów, w tym samochód, obrączki i pamiątkowy zegarek po dziadku. W obawie przed komornikiem pan Robert podjął pracę w drugiej szkole, wieczorami dorabiał w pobliskiej pizzerii, a w weekendy pracował przy montażu rolet. Praca po 250-300 godzin miesięcznie odbiła się na jego relacjach z najbliższymi; z żoną mijał się tylko w drzwiach, a czas na zabawę z córkami miał jedynie w święta. Do wszystkich problemów rodziny dołożyła się nagła choroba pana Roberta: – Pewnego dnia zacząłem wymiotować w pracy, byłem pewien, że to wynik przemęczenia. Po chwili zemdlałem. Obudziłem się w szpitalu, podłączony do aparatury ratującej życie. Stres związany z kredytem we frankach wywołał u mnie zawał serca – mówi wyraźnie poruszony.
Nadzieja na wyjście z problemów
Po wyjściu ze szpitala sytuacja pana Roberta stała się jeszcze bardziej dramatyczna. Jak sam podkreśla, gdyby nie rodzice, teściowa i brat mieszkający za granicą już dawno cała rodzina wylądowałaby na bruku. Zdruzgotany i bezsilny postanowił opisać swoją historię na jednym z portali społecznościowych. Dzień później otrzymał telefon, który przywrócił nadzieję – przyjaciel z czasów szkolnych polecił mu firmę zajmującą się pomocą dla frankowiczów. Dawny znajomy, Michał, również zaciągnął kredyt hipoteczny w zagranicznej walucie, ale zaraz po ogłoszeniu wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dla frankowiczów postanowił odzyskać swoje pieniądze.
Pan Michał znalazł w Internecie firmę oferującą bezpłatne rozmowy z doradcą prawnym, który ocenia bieżącą sytuację frankowicza. Kompleksowa analiza umowy kredytowej i natychmiastowe powzięcie kroków prawnych zaowocowały szybkim zwrotem nadpłaconych rat. Początkowo pan Robert był sceptycznie nastawiony do opowieści znajomego, obawiał się kosztów sądowych i przegranego procesu – W końcu to, że Michałowi udało się odzyskać oszczędności, nie oznaczało, że i mnie się powiedzie. Na szczęście żona namówiła mnie, żeby spróbować i złożyć dokumenty – opowiada.
Odzyskane pieniądze i radość życia
Ku zaskoczeniu pana Roberta jego sprawa została potraktowana priorytetowo; po kilku godzinach odebrał telefon od rzetelnie przygotowanego doradcy prawnego, który w prostych słowach przedstawił możliwe rozwiązania sytuacji. W kolejnych tygodniach firma kontaktowała się z panem Robertem kilkukrotnie, za każdym razem informując o znacznych podstępach w sprawie. Dzisiaj, niecałe 8 miesięcy od opublikowania swojej historii w Internecie, pan Robert znów ma powody do radości. Wyrok sądu okazał się pomyślny, zarówno dla niego, jak i tysięcy innych frankowiczów. Bank został zobowiązany do zwrotu nadpłaconych rat wraz z odsetkami, a z pieniędzmi Pan Robert odzyskał spokój i czas dla najbliższych. – Po 12 latach od zaciągnięcia pechowego kredytu we franku nareszcie mam czas na życie w naszym mieszkaniu. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy wspierali moją rodzinę na drodze do sprawiedliwości. Teraz moim zadaniem jest pocieszanie i uświadamianie innych frankowiczów. Mówię im, że z pomocą fachowej kancelarii na pewno uda się odzyskać pieniądze – kończy z uśmiechem triumfu Pan Robert.
Dodaj komentarz